To był ciężki miesiąc.
I to nie dlatego, że
działy się jakieś niespodziewane, dziwne rzeczy.
Nie działo się
kompletnie nic!
Sam niby przechodził
przyspieszoną rehabilitację, z determinacją szukając
nieistniejących dokumentów na swój temat. Pierwsze szło
zaskakująco dobrze. Drugie... No cóż...
Lou zaś przez cały ten
czas egzystowała. Plus denerwowała każdego, kogo napotkała. Tak
po prostu, bez powodu, żeby zająć jakoś czas. Z początku było
tak, że starała się jednak nie wchodzić w drogę Samowi i
Thomasowi, ale zmieniło się to szybko. Już po tygodniu to oni,
razem z resztą całej organizacji, unikali jej.
Ten miesiąc naprawdę
się strasznie ciągnął.
Dlatego, gdy dobiegł
końca, a White został wypuszczony z części szpitalnej, cieszyli
się oboje. I to jak jeszcze nigdy.
Do czasu...
Humor musiał zepsuć im
Thomas. Zgarnął ich już następnego dnia i zamknął w jego
legendarnym gabinecie. Lou do głowy przychodziły same głupie
komentarze, które mogłaby wypowiedzieć, gdyby nie każdorazowa
interwencja Sama. Zapobiegał nieprzyjemnym sytuacjom albo
zasłaniając dziewczynie usta, albo dźgając ją łokciem pod
żebra.
Łysol posadził swoje
rozległe cztery litery na krześle i zmierzył wzrokiem stojącą
parkę. Westchnął i zrezygnowany pokręcił głową, po czym, jakby
z dołu i z lekkim... smutkiem(?) spojrzał na White'a.
- Sam, przykro mi... -
zaczął i zwiesił głowę.
- Co się stało? -
zapytał chłopak, nagle zainteresowany zaistniałą sytuacją.
- Sofia umarła wczoraj
wieczorem - wychrypiał w końcu, odwracając głowę. - Chciała ci
przekazać, że cię kocha i nigdy nie przestanie...
Sam stanął jak wryty.
Spojrzał na chwilę na Lou, ale ta nie zareagowała. Jego wzrok
gonił teraz od Łysego, do dziewczyny. Nie wiedział, co ma
powiedzieć. W końcu Lou zareagowała. Poruszyła ustami,
przekazując mu krótką wiadomość.
- Udawaj...
Sam od razu wczuł się w
rolę. Uderzył pięścią o stów i zwiesił głowę tak, że włosy
zasłoniły mu całą twarz.
- Jak to się stało? -
warknął.
Thomas nie odpowiedział.
Zaczął się po prostu śmiać. Rechotał jak żaba, wijąc się w
swoim krześle i obijając nogami o biurko. Lou po chwili dopiero
zorientowała się, o co chodzi. Oczywiście dużo wcześniej od
sama, który teraz kompletnie się zagubił.
W końcu nawet ją śmiech
Thomasa wyprowadził z równowagi, postanowiła więc to zakończyć.
Wzięła jedną z książek z jego biurka i wycelowała. Trafiła w
okrągłą, świecącą światłem odbitym głowę mężczyzny, który
zamknął się od razu.
Gdyby to była prawda,
przecież do Sama na pewno doszłoby jakieś kolejne wspomnienie, a
ona poczułaby to już przed nim. Mogła się zorientować wcześniej.
Sama nie wiedziała, co ją tak nagle zaćmiło. Teraz White wyszedł
na idiotę przez nią. Było jej głupio...
Ha, ha, ha. Koniec
żartów. Dobrze mu tak!
- White, dajesz sobie
pocisnąć każdy kit! - wykrzyknął, wciąż jeszcze rozbawiony
Thomas. - To o rodzicach, o mieście, teraz o tej Sofii...
- Czy ty mnie przez cały
czas robiłeś w konia? - spytał bardzo powoli i wyraźnie Sam,
wręcz bordowiejąc z wściekłości.
Lou miała z tego niezły
ubaw. Przecież gdyby cokolwiek z historyjek Thomasa było prawdą,
ona by o tym wiedziała! Mógł jej to powiedzieć. Niby nie ma
zielonego pojęcia o jej... zdolności, ale zaoszczędziłby sobie
nerwów.
- Tak, dokładnie -
przyznał Łysy ze stoickim spokojem, opierając się wygodnie. - To
teraz powiedz mi, co się faktycznie wydarzyło na tamtej misji...
Lou widziała, że Sam z
całego serca stara się nie przywalić Thomasowi. Musiała przyznać,
że gdyby była na jego miejscu, Łysy w tym momencie wąchałby
kwiatki od spodu. To, co zrobił, było pocieszne, ale, jakby na to
nie patrzeć, wredne. Położyła dłoń na ramieniu chłopaka.
- Nic nie pamiętamy -
odpowiedział White, licząc sobie w myśli do dziesięciu, żeby
choć odrobinę się uspokoić.
- White, jesteś
pieprzonym idiotą - odparł na to Green, uśmiechając się pod
nosem. - Pozwólcie, że wam teraz wszystko opowiem.
Po pół godzinie White i
Lou postanowili usiąść i słuchać dalej. Dowiadywali się różnych
rzeczy, ale tylko o Samie. O Lou w jego historii nie było nawet
jednego słowa. Za to każdą scenę opisywaną przez Łysola
obydwoje widzieli bardzo dokładnie w postaci wspomnień w ich
głowach. To, jak Sam został przyjęty do organizacji, początki
jego przyjaźni z Pietrovem, wspinanie się po szczeblach kariery,
żeby w końcu zostać drugą najważniejszą osobą po Thomasie...
Tutaj Lou przerwała.
Przecież Sam nie mógł dowiedzieć się wszystkiego! Wtedy ona...
zniknie. A ona nie chce znikać. To dopiero początek tej historii.
Na pewno kiedyś się skończy, ale nie teraz.
- Koniec! - zarządziła,
przerywając wywód na temat wrednej ciotki Greena, która akurat coś
miała zrobić, ale Łysy nie zdążył powiedzieć, co. - Będzie
jeszcze dużo okazji na to wszystko.
- Ale to już prawie
koniec...
- Lou, ja chcę wiedzieć
wszytko - wtrącił Sam, podnosząc się z podłogi i pomagając jej
wstać.
O, jaki się zrobił
nagle miły. Czyżby jego charakter zmienił się pod wpływem
wspomnień...?
- Nie ma, koniec! Idziemy
spać. Dobranoc wszystkim - powiedziała twardo i zaczęła prowadzić
Sama w stronę drzwi.
Trzasnęła za nimi
drzwiami i ciągnęła chłopaka dalej.
- Lou... - zaczął Sam,
idąc posłusznie za dziewczyną.
- Zamknij się -
przerwała mu od razu, nawet na niego nie patrząc.
- Ale Lou...
- Zamknij się!
- Lou, do cholery,
posłu...
- Zamknij się!
- Sypialnie są w drugą
stronę - powiedział w końcu tak szybko, żeby nie zdążyła mu
przerwać, zanim przekaże jej wszystkie informacje.
- Idź do diabła... -
warknęła dziewczyna i zawróciła, dalej nie puszczając Sama.
Nieważne, co by się
działo, musi chronić go przed powrotem wspomnień.
Musi chronić siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spam wrzucamy tylko i wyłącznie w podstronie "Kosz na śmieci"