poniedziałek, 23 czerwca 2014

Na zakończenie urlopu - zdemaskowani





To był ciężki miesiąc.
I to nie dlatego, że działy się jakieś niespodziewane, dziwne rzeczy.
Nie działo się kompletnie nic!
Sam niby przechodził przyspieszoną rehabilitację, z determinacją szukając nieistniejących dokumentów na swój temat. Pierwsze szło zaskakująco dobrze. Drugie... No cóż...
Lou zaś przez cały ten czas egzystowała. Plus denerwowała każdego, kogo napotkała. Tak po prostu, bez powodu, żeby zająć jakoś czas. Z początku było tak, że starała się jednak nie wchodzić w drogę Samowi i Thomasowi, ale zmieniło się to szybko. Już po tygodniu to oni, razem z resztą całej organizacji, unikali jej.
Ten miesiąc naprawdę się strasznie ciągnął.
Dlatego, gdy dobiegł końca, a White został wypuszczony z części szpitalnej, cieszyli się oboje. I to jak jeszcze nigdy.
Do czasu...
Humor musiał zepsuć im Thomas. Zgarnął ich już następnego dnia i zamknął w jego legendarnym gabinecie. Lou do głowy przychodziły same głupie komentarze, które mogłaby wypowiedzieć, gdyby nie każdorazowa interwencja Sama. Zapobiegał nieprzyjemnym sytuacjom albo zasłaniając dziewczynie usta, albo dźgając ją łokciem pod żebra.
Łysol posadził swoje rozległe cztery litery na krześle i zmierzył wzrokiem stojącą parkę. Westchnął i zrezygnowany pokręcił głową, po czym, jakby z dołu i z lekkim... smutkiem(?) spojrzał na White'a.
- Sam, przykro mi... - zaczął i zwiesił głowę.
- Co się stało? - zapytał chłopak, nagle zainteresowany zaistniałą sytuacją.
- Sofia umarła wczoraj wieczorem - wychrypiał w końcu, odwracając głowę. - Chciała ci przekazać, że cię kocha i nigdy nie przestanie...
Sam stanął jak wryty. Spojrzał na chwilę na Lou, ale ta nie zareagowała. Jego wzrok gonił teraz od Łysego, do dziewczyny. Nie wiedział, co ma powiedzieć. W końcu Lou zareagowała. Poruszyła ustami, przekazując mu krótką wiadomość.
- Udawaj...
Sam od razu wczuł się w rolę. Uderzył pięścią o stów i zwiesił głowę tak, że włosy zasłoniły mu całą twarz.
- Jak to się stało? - warknął.
Thomas nie odpowiedział. Zaczął się po prostu śmiać. Rechotał jak żaba, wijąc się w swoim krześle i obijając nogami o biurko. Lou po chwili dopiero zorientowała się, o co chodzi. Oczywiście dużo wcześniej od sama, który teraz kompletnie się zagubił. 
W końcu nawet ją śmiech Thomasa wyprowadził z równowagi, postanowiła więc to zakończyć. Wzięła jedną z książek z jego biurka i wycelowała. Trafiła w okrągłą, świecącą światłem odbitym głowę mężczyzny, który zamknął się od razu.
Gdyby to była prawda, przecież do Sama na pewno doszłoby jakieś kolejne wspomnienie, a ona poczułaby to już przed nim. Mogła się zorientować wcześniej. Sama nie wiedziała, co ją tak nagle zaćmiło. Teraz White wyszedł na idiotę przez nią. Było jej głupio...
Ha, ha, ha. Koniec żartów. Dobrze mu tak!
- White, dajesz sobie pocisnąć każdy kit! - wykrzyknął, wciąż jeszcze rozbawiony Thomas. - To o rodzicach, o mieście, teraz o tej Sofii...
- Czy ty mnie przez cały czas robiłeś w konia? - spytał bardzo powoli i wyraźnie Sam, wręcz bordowiejąc z wściekłości.
Lou miała z tego niezły ubaw. Przecież gdyby cokolwiek z historyjek Thomasa było prawdą, ona by o tym wiedziała! Mógł jej to powiedzieć. Niby nie ma zielonego pojęcia o jej... zdolności, ale zaoszczędziłby sobie nerwów.
- Tak, dokładnie  - przyznał Łysy ze stoickim spokojem, opierając się wygodnie. - To teraz powiedz mi, co się faktycznie wydarzyło na tamtej misji...
Lou widziała, że Sam z całego serca stara się nie przywalić Thomasowi. Musiała przyznać, że gdyby była na jego miejscu, Łysy w tym momencie wąchałby kwiatki od spodu. To, co zrobił, było pocieszne, ale, jakby na to nie patrzeć, wredne. Położyła dłoń na ramieniu chłopaka.
- Nic nie pamiętamy - odpowiedział White, licząc sobie w myśli do dziesięciu, żeby choć odrobinę się uspokoić.
- White, jesteś pieprzonym idiotą - odparł na to Green, uśmiechając się pod nosem. - Pozwólcie, że wam teraz wszystko opowiem.
Po pół godzinie White i Lou postanowili usiąść i słuchać dalej. Dowiadywali się różnych rzeczy, ale tylko o Samie. O Lou w jego historii nie było nawet jednego słowa. Za to każdą scenę opisywaną przez Łysola obydwoje widzieli bardzo dokładnie w postaci wspomnień w ich głowach. To, jak Sam został przyjęty do organizacji, początki jego przyjaźni z Pietrovem, wspinanie się po szczeblach kariery, żeby w końcu zostać drugą najważniejszą osobą po Thomasie... 
Tutaj Lou przerwała. Przecież Sam nie mógł dowiedzieć się wszystkiego! Wtedy ona... zniknie. A ona nie chce znikać. To dopiero początek tej historii. Na pewno kiedyś się skończy, ale nie teraz.
- Koniec! - zarządziła, przerywając wywód na temat wrednej ciotki Greena, która akurat coś miała zrobić, ale Łysy nie zdążył powiedzieć, co. - Będzie jeszcze dużo okazji na to wszystko.
- Ale to już prawie koniec...
- Lou, ja chcę wiedzieć wszytko - wtrącił Sam, podnosząc się z podłogi i pomagając jej wstać.
O, jaki się zrobił nagle miły. Czyżby jego charakter zmienił się pod wpływem wspomnień...?
- Nie ma, koniec! Idziemy spać. Dobranoc wszystkim - powiedziała twardo i zaczęła prowadzić Sama w stronę drzwi.
Trzasnęła za nimi drzwiami i ciągnęła chłopaka dalej.
- Lou... - zaczął Sam, idąc posłusznie za dziewczyną.
- Zamknij się - przerwała mu od razu, nawet na niego nie patrząc.
- Ale Lou...
- Zamknij się!
- Lou, do cholery, posłu...
- Zamknij się!
- Sypialnie są w drugą stronę - powiedział w końcu tak szybko, żeby nie zdążyła mu przerwać, zanim przekaże jej wszystkie informacje.
- Idź do diabła... - warknęła dziewczyna i zawróciła, dalej nie puszczając Sama.
Nieważne, co by się działo, musi chronić go przed powrotem wspomnień. 
Musi chronić siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam wrzucamy tylko i wyłącznie w podstronie "Kosz na śmieci"