środa, 16 kwietnia 2014

Gabinet, dziwne nazwiska i początek "pierwszej" misji







Najbardziej obskurnym, obrzydliwym i śmierdzącym pomieszczeniem w całym, poznanym dotąd przez Lou terenie kompleksu, był gabinet Green'a. Thomas mieszkał w maleńkim pokoiku, gdzie mieściło się aż biurko i składane łóżko. Na ścianach kiedyś była tapeta, teraz nierównie nałożony tynk zakrywały jej strzępki w zielonożółtym kolorze. Gdzieniegdzie zachowało się kilka centymetrów kwadratowych, które nie poniosło żadnych strat, ale na większości powierzchni ściana wyglądała tak, jakby ktoś do środka wpuścił grupę rozwścieczonych kotów. Sufit nie wyglądał lepiej, a podłoga już całkowicie wyglądała jak kocie pobojowisko. Trzeba uważać, żeby się nie przewrócić, nawet jeśli stoi się w miejscu. Łóżko stało w kącie, okryte jakąś starą płachtą, na pewno dopasowywało się do wystroju całej reszty pomieszczenia. A w to, co było pod nim, to nawet największy kamikadze wolałby nie wnikać.
No bo normalni ludzie pod łóżkiem trzymają rzeczy raczej normalne - stare skarpetki, pudełka po pizzie czy nawet jakieś książki, które "kiedyś się zapodziały". A co może trzymać w tak intymnym miejscu łysy członek jakieś tajemniczej, mafio-podobnej organizacji? Nikt nie wie. I nikt jeszcze nie odważył się sprawdzić.
Najlepiej wyglądało biurko. Niby zwyczajne, ale zadbane. Czarne, z dużą ilością różnych szufladek na najróżniejsze zamki, kłódki i kody. A obok biurka walizka. I to właśnie na walizce skupiała się uwaga trzech, stojących wokół biurka postaci - łysego wielkoluda, chłopaka, stojącego na jednej nodze i podpierającego się kulami i drobnej dziewczyny, która dalej nie wiedziała, do czego jest potrzebna pozostałej dwójce. Może i powinna, ale po nieprzespanej nocy nie potrafiła logicznie myśleć. Szczególnie po wysłuchaniu wywodu sióstr Yellow, które nie należały do najinteligentniejszych istot w tym miejscu. Oczywiście rozmowa zajęła im tylko pół nocy, ale po tym Lou rozmyślała jeszcze. I tak się zamyśliła, że teraz wyglądała, jakby właśnie ją wyciągnięto z trumny.
- Ja wiem, że nie powinniśmy, ale nie ma innego wyjścia - zaczął Thomas, siadając na krześle przy biurku, które trzymało się, robiąc na złość wszelkim prawom fizyki. - Jutro wracacie do akcji.
- Akcji? - spytała Lou, unosząc głowę i wpatrując się wielkimi oczyma w siedzącą postać Łysego.
- Tej akcji, którą ostatnio White spaprał - wyjaśnił. - Walizkę i wszelkie dane dostaniecie w południe. Wieczorem ma już was nie być.
- Skąd ta nagła zmiana? - zapytał Sam, kiedy Lou próbowała poukładać sobie w głowie to, co przed chwilą powiedział Thomas.
- Klient podpadł i musi uciekać z kraju, a bez przesyłki nie może się nigdzie ru...
- Wróć! - krzyknęła Lou, nagle rozbudzona. - Jak ty niby chcesz wysłać połamanego idiotę na kolejną, niebezpieczną misję?!
- Śliczna... - Thomas podniósł się z krzesła, oparł dłońmi o biurko i pochylił się do przodu. Teraz ich oczy się zrównały, a dziewczyna nieco cofnęła się, przerażona nagłym ruchem wielkoluda. - Ten wypad będzie tak banalny, że jak to znowu spieprzycie, to osobiście was wyleję na zbity pysk. Odmaszerować.
Ostatnie słowo przeliterował, uśmiechając się. Lou odwzajemniła uśmiech i wybiegła z gabinetu Łysola. Sam wywrócił oczami i pokulał się do wyjścia zaraz za dziewczyną. Ona jednak nie odezwała się do niego ani słowem. Tupnęła tylko, warknęła coś pod nosem i odeszła. Green trochę ją zdenerwował, ale za to mężczyzna miał to gdzieś. Przynajmniej będzie mógł się stąd ruszyć. Przy okazji jest też szansa, że czegoś się dowie.


Tak jak im obiecano, w południe otrzymali walizkę z pieniędzmi, karton z dwoma zawiniątkami i teczkę. W teczce rozpisane były wszelkie informacje. Planowany przebieg akcji, miejsce i czas oraz dokładne dane klienta.
- Wi..ta..lij... Piee...trow - czytała na głos Lou, nie mogąc za bardzo poskładać sylab w wyrazy.
- Witalij Pietrow - pomógł jej Sam, przyglądając się zdjęciom dobrze zbudowanego i groźnie wyglądającego mężczyzny.
- Jeszcze brzydszy od Łysego... - skomentowała, patrząc chłopakowi przez ramię, na co ten spiorunował ją wzrokiem.
- Wiesz, że musisz wcisną się w sukienkę? - spytał, czytając kolejną kartkę, kiedy akurat Lou próbowała nauczyć się nazwiska klienta.
- Nie mam sukienki.
- Dorzucili w zestawie.
- Sam się w nią wciskaj.
- Przykro mi, ja mam garnitur.
- To ja założę garnitur, a ty sukienkę.
- Ekshibicjonistka...
Sam szybko pożałował tego komentarza, bo oberwał w skroń od dziewczyny. Ta nawet nie spojrzała w jego stronę, uderzając. Wciąż skupiała uwagę na swojej kartce. I to dobiło go najbardziej. Ciągle tylko od niej obrywał. Ale najprawdopodobniej gdyby nie ona, to umarłby tam, na pustyni, rozszarpany przez sępy. Lou, słysząc te myśli, uśmiechnęła się pod nosem. Porwała z kartonu zawiniątko podpisane "Mała" i przeszła do łazienki, zostawiając Sam'a samego w pokoju, pozwalając mu w spokoju przejrzeć resztę dokumentów.
Nie było tam nic specjalnego. Dwa bilety, fałszywe prawo jazdy dla Lou i jedna kartka zapisana grażdanką, którą Sam znał, nie wiedzieć skąd, i bez problemu mógł przeczytać tekst. Oprócz tego był cały opis akcji z dokładnymi godzinami i adresami. Ta akcja faktycznie była banalna. Musieli po prostu wejść na salę przed teatrem, przekazać walizkę klientowi i wyjść. Tego nie można było zepsuć.
- To się nie uda - stwierdziła Lou, wychodząc z łazienki z rozpiętą sukienką, podtrzymując ją dłońmi. - Zapnijże to, bo mnie szlag jasny trafi!
Sam zaśmiał się krótko, podszedł do dziewczyny i zapiął jej sukienkę, po czym kazał jej odwrócić się przodem do niego. Zaniemówił, kiedy zobaczył ją w czarnej sukience, idealnie zakrywającej niedoskonałości jej figury. Nawet luźny warkocz zapleciony na szybko wyglądał teraz elegancko. Sam wpatrywał się w Lou tak długo, że w końcu dziewczyna nie wytrzymała i odwróciła się do niego tyłem, czerwieniąc się.
- Dobra, bo się zakochasz - wymamrotała przez zaciśnięte zęby. - Ubieraj się i jedziemy. Ale nie tutaj, matole! Nie mam zamiaru oglądać twoich slipków!
Chłopak wzruszył ramionami. Tylko zaczął ściągać podkoszulek. Chyba nic w tym złego. Zabrał swoje zawiniątko i również przeszedł do łazienki, po drodze pokazując język dziewczynie. Ta westchnęła i pozbierała wszystkie, potrzebne rzeczy, żeby biedny kaleka nie musiał ich dźwigać. Wzrok zawiesiła dłużej na swoim "prawku". W miejscu na nazwisko wpisane było tylko "Not". Nikt nie pofatygował się, żeby ją o to zapytać! I tak by im nie powiedziała, ale czuła się dziwnie, czytając napis "Louise Not" obok swojego zdjęcia.
Zastanawiało ją też, skąd oni mają jej zdjęcie?
Uznała to za mało ważną drobnostkę i schowała prawo jazdy do czarnej kopertówki, którą znalazła w zawiniątku oprócz sukienki. Gdy w końcu Sam do niej wrócił, wcisnęła mu walizkę z pieniędzmi i skocznym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Chłopak szedł za nią dokładnie się jej przyglądając.
- Lou, ja chyba skądś znam Pietrow'a - zaczął, kiedy wyszli w końcu na świeże powietrze.
- Odzyskałeś wspomnienia? - spytała nagle dziewczyna, odwracając się do niego przodem. Choć twarz zdradzała niepewność, w oczach był tylko strach.
- Nie. Po prostu go kojarzę. Tak samo jak ten język... - odpowiedział, niepewnie kręcąc głową.
- Jaki?
- Rosyjski...
- Dobra, pakuj się do samochodu i jedziemy, bo się spóźnimy.
- Mamy dwie godziny...
- I nie mamy pojęcia, gdzie jedziemy. Nie dyskutuj! - warknęła Lou, weszła na miejsce kierowcy i trzasnęła za sobą drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam wrzucamy tylko i wyłącznie w podstronie "Kosz na śmieci"