Najbardziej obskurnym, obrzydliwym i
śmierdzącym pomieszczeniem w całym, poznanym dotąd przez Lou
terenie kompleksu, był gabinet Green'a. Thomas mieszkał w maleńkim
pokoiku, gdzie mieściło się aż biurko i składane łóżko. Na
ścianach kiedyś była tapeta, teraz nierównie nałożony tynk
zakrywały jej strzępki w zielonożółtym kolorze. Gdzieniegdzie
zachowało się kilka centymetrów kwadratowych, które nie poniosło
żadnych strat, ale na większości powierzchni ściana wyglądała
tak, jakby ktoś do środka wpuścił grupę rozwścieczonych kotów.
Sufit nie wyglądał lepiej, a podłoga już całkowicie wyglądała
jak kocie pobojowisko. Trzeba uważać, żeby się nie przewrócić,
nawet jeśli stoi się w miejscu. Łóżko stało w kącie, okryte
jakąś starą płachtą, na pewno dopasowywało się do wystroju
całej reszty pomieszczenia. A w to, co było pod nim, to nawet
największy kamikadze wolałby nie wnikać.
No bo normalni ludzie pod łóżkiem
trzymają rzeczy raczej normalne - stare skarpetki, pudełka po
pizzie czy nawet jakieś książki, które "kiedyś się
zapodziały". A co może trzymać w tak intymnym miejscu łysy
członek jakieś tajemniczej, mafio-podobnej organizacji? Nikt nie
wie. I nikt jeszcze nie odważył się sprawdzić.
Najlepiej wyglądało biurko. Niby
zwyczajne, ale zadbane. Czarne, z dużą ilością różnych
szufladek na najróżniejsze zamki, kłódki i kody. A obok biurka
walizka. I to właśnie na walizce skupiała się uwaga trzech,
stojących wokół biurka postaci - łysego wielkoluda, chłopaka,
stojącego na jednej nodze i podpierającego się kulami i drobnej
dziewczyny, która dalej nie wiedziała, do czego jest potrzebna
pozostałej dwójce. Może i powinna, ale po nieprzespanej nocy nie
potrafiła logicznie myśleć. Szczególnie po wysłuchaniu wywodu
sióstr Yellow, które nie należały do najinteligentniejszych istot
w tym miejscu. Oczywiście rozmowa zajęła im tylko pół nocy, ale
po tym Lou rozmyślała jeszcze. I tak się zamyśliła, że teraz
wyglądała, jakby właśnie ją wyciągnięto z trumny.
- Ja wiem, że nie powinniśmy, ale nie
ma innego wyjścia - zaczął Thomas, siadając na krześle przy
biurku, które trzymało się, robiąc na złość wszelkim prawom
fizyki. - Jutro wracacie do akcji.
- Akcji? - spytała Lou, unosząc głowę
i wpatrując się wielkimi oczyma w siedzącą postać Łysego.
- Tej akcji, którą ostatnio White
spaprał - wyjaśnił. - Walizkę i wszelkie dane dostaniecie w
południe. Wieczorem ma już was nie być.
- Skąd ta nagła zmiana? - zapytał
Sam, kiedy Lou próbowała poukładać sobie w głowie to, co przed
chwilą powiedział Thomas.
- Klient podpadł i musi uciekać z
kraju, a bez przesyłki nie może się nigdzie ru...
- Wróć! - krzyknęła Lou, nagle
rozbudzona. - Jak ty niby chcesz wysłać połamanego idiotę na
kolejną, niebezpieczną misję?!
- Śliczna... - Thomas podniósł się
z krzesła, oparł dłońmi o biurko i pochylił się do przodu.
Teraz ich oczy się zrównały, a dziewczyna nieco cofnęła się,
przerażona nagłym ruchem wielkoluda. - Ten wypad będzie tak
banalny, że jak to znowu spieprzycie, to osobiście was wyleję na
zbity pysk. Odmaszerować.
Ostatnie słowo przeliterował,
uśmiechając się. Lou odwzajemniła uśmiech i wybiegła z gabinetu
Łysola. Sam wywrócił oczami i pokulał się do wyjścia zaraz za
dziewczyną. Ona jednak nie odezwała się do niego ani słowem.
Tupnęła tylko, warknęła coś pod nosem i odeszła. Green trochę
ją zdenerwował, ale za to mężczyzna miał to gdzieś.
Przynajmniej będzie mógł się stąd ruszyć. Przy okazji jest też
szansa, że czegoś się dowie.
Tak jak im obiecano, w południe
otrzymali walizkę z pieniędzmi, karton z dwoma zawiniątkami i
teczkę. W teczce rozpisane były wszelkie informacje. Planowany
przebieg akcji, miejsce i czas oraz dokładne dane klienta.
- Wi..ta..lij... Piee...trow - czytała
na głos Lou, nie mogąc za bardzo poskładać sylab w wyrazy.
- Witalij Pietrow - pomógł jej Sam,
przyglądając się zdjęciom dobrze zbudowanego i groźnie
wyglądającego mężczyzny.
- Jeszcze brzydszy od Łysego... -
skomentowała, patrząc chłopakowi przez ramię, na co ten
spiorunował ją wzrokiem.
- Wiesz, że musisz wcisną się w
sukienkę? - spytał, czytając kolejną kartkę, kiedy akurat Lou
próbowała nauczyć się nazwiska klienta.
- Nie mam sukienki.
- Dorzucili w zestawie.
- Sam się w nią wciskaj.
- Przykro mi, ja mam garnitur.
- To ja założę garnitur, a ty
sukienkę.
- Ekshibicjonistka...
Sam szybko pożałował tego
komentarza, bo oberwał w skroń od dziewczyny. Ta nawet nie
spojrzała w jego stronę, uderzając. Wciąż skupiała uwagę na
swojej kartce. I to dobiło go najbardziej. Ciągle tylko od niej
obrywał. Ale najprawdopodobniej gdyby nie ona, to umarłby tam, na
pustyni, rozszarpany przez sępy. Lou, słysząc te myśli,
uśmiechnęła się pod nosem. Porwała z kartonu zawiniątko
podpisane "Mała" i przeszła do łazienki, zostawiając
Sam'a samego w pokoju, pozwalając mu w spokoju przejrzeć resztę
dokumentów.
Nie było tam nic specjalnego. Dwa
bilety, fałszywe prawo jazdy dla Lou i jedna kartka zapisana
grażdanką, którą Sam znał, nie wiedzieć skąd, i bez problemu
mógł przeczytać tekst. Oprócz tego był cały opis akcji z
dokładnymi godzinami i adresami. Ta akcja faktycznie była banalna.
Musieli po prostu wejść na salę przed teatrem, przekazać walizkę
klientowi i wyjść. Tego nie można było zepsuć.
- To się nie uda - stwierdziła Lou,
wychodząc z łazienki z rozpiętą sukienką, podtrzymując ją
dłońmi. - Zapnijże to, bo mnie szlag jasny trafi!
Sam zaśmiał się krótko, podszedł
do dziewczyny i zapiął jej sukienkę, po czym kazał jej odwrócić
się przodem do niego. Zaniemówił, kiedy zobaczył ją w czarnej
sukience, idealnie zakrywającej niedoskonałości jej figury. Nawet
luźny warkocz zapleciony na szybko wyglądał teraz elegancko. Sam
wpatrywał się w Lou tak długo, że w końcu dziewczyna nie
wytrzymała i odwróciła się do niego tyłem, czerwieniąc się.
- Dobra, bo się zakochasz -
wymamrotała przez zaciśnięte zęby. - Ubieraj się i jedziemy. Ale
nie tutaj, matole! Nie mam zamiaru oglądać twoich slipków!
Chłopak wzruszył ramionami. Tylko
zaczął ściągać podkoszulek. Chyba nic w tym złego. Zabrał
swoje zawiniątko i również przeszedł do łazienki, po drodze
pokazując język dziewczynie. Ta westchnęła i pozbierała
wszystkie, potrzebne rzeczy, żeby biedny kaleka nie musiał ich
dźwigać. Wzrok zawiesiła dłużej na swoim "prawku". W
miejscu na nazwisko wpisane było tylko "Not". Nikt nie
pofatygował się, żeby ją o to zapytać! I tak by im nie
powiedziała, ale czuła się dziwnie, czytając napis "Louise
Not" obok swojego zdjęcia.
Zastanawiało ją też, skąd oni mają
jej zdjęcie?
Uznała to za mało ważną drobnostkę
i schowała prawo jazdy do czarnej kopertówki, którą znalazła w
zawiniątku oprócz sukienki. Gdy w końcu Sam do niej wrócił,
wcisnęła mu walizkę z pieniędzmi i skocznym krokiem ruszyła w
stronę wyjścia. Chłopak szedł za nią dokładnie się jej
przyglądając.
- Lou, ja chyba skądś znam Pietrow'a
- zaczął, kiedy wyszli w końcu na świeże powietrze.
- Odzyskałeś wspomnienia? - spytała
nagle dziewczyna, odwracając się do niego przodem. Choć twarz
zdradzała niepewność, w oczach był tylko strach.
- Nie. Po prostu go kojarzę. Tak samo
jak ten język... - odpowiedział, niepewnie kręcąc głową.
- Jaki?
- Rosyjski...
- Dobra, pakuj się do samochodu i
jedziemy, bo się spóźnimy.
- Mamy dwie godziny...
- I nie mamy pojęcia, gdzie jedziemy.
Nie dyskutuj! - warknęła Lou, weszła na miejsce kierowcy i
trzasnęła za sobą drzwiami.